Kluczkowice – 6.06.1945 r.
Na początku czerwca 1945 roku Hieronim Dekutowski „Zapora” wraz ze swoimi ludźmi wyruszył w Zamojskie, gdzie spotkał się ze swoim dowódcą z czasów okupacji niemieckiej – Tadeuszem Kuncewiczem „Podkową”. Po spotkaniu i ustaleniu dalszego planu działania oraz współpracy „Zapora” oddelegował kilkunastu żołnierzy Stefana Szarskiego „Jagody” i Jerzego Pawełczaka „Jura” do Janowa Lubelskiego w celu zdobycia samochodów ciężarowych.
„Zapora” wykorzystując cztery zdobyczne samochody postanowił zorganizować motorowy rajd po Lubelszczyźnie w celu rozbicia szeregu posterunków MO i ORMO. Rozbrojone zostały posterunki m.in. w Bychawie, Urzędowie oraz Józefowie. Nie strzelaliśmy, tylko rozbrajaliśmy. Uświadamialiśmy przy tym ludzi, kim jesteśmy, o co walczymy i czym Polsce grozi władza komunistów. – wspominał Stanisław Wnuk „Opal” – Ja przemawiałem do ludzi w Józefowie. Tam na posterunku MO był balkon i tam przemawiałem. Uspokoiłem ludzi, żeby się nie bali, że im się krzywda nie stanie. Wytłumaczyłem, dlaczego to robimy, z jakiego powodu[1].
Po zdobyciu posterunku MO w Józefowie i odpoczynku „Zapora” postanowił rozbić komendę powiatową MO w Opolu Lubelskim. Po wyjeździe z Józefowa, przejeżdżając koło browaru w Kluczkowicach, zetknęliśmy się tam ze stojącymi wewnątrz dwoma samochodami, skąd sypnięto do nas z ciężkiego karabinu maszynowego – zeznawał „Zapora”[2].
W pierwszej fazie walki partyzanci próbowali zaatakować sowietów frontalnie przez bramę od szosy. Niestety zostali przygwożdżeni ogniem dwóch sowieckich cekaemów. „Dornier” – Tadeusz Majkowski i „Gad” – Mieczysław Kostrzewski – z erkaemami zajęli stanowiska naprzeciw bramy, za drogą. Mieli jednak kłopoty, bo Maxim z browaru siekł niemiłosiernie. – wspominał Ryszard Supryn „Oliwa” – Przygotowałem ważącego pół kilograma gamona. Musiałem rzucić go i odskoczyć tak szybko, żeby sowiet nie zdążył mnie trafić. Przeskoczyłem bramę, rzucając w biegu gamona, i padłem za drewnianą sionkę prowadzącą do pomieszczeń biurowych browaru. Niestety, nie trafiłem w stojąca w głębi podwórza sowiecką ciężarówkę. Gamon upadł obok niej[3].
Pomimo tego, że wybuch granatu nie wysadził ciężarówki dał chwilę wytchnienia dla kilkuosobowej grupy atakującej browar od tyłu, gdzie partyzanci dostali się po groblach sąsiadującego z browarem stawu. Kilku bolszewików obsługujących cekaem padło od ich strzałów, reszta szukała schronienia w zabudowaniach biurowych i magazynowych[4].
Tymczasem Michał Szeremiecki „Miś” obsługujący karabin przeciwpancerny produkcji radzieckiej PTR zdjął drugiego sowieta strzelającego z erkaemu z wieżyczki w rogu podwórza. Po wyeliminowaniu wrogów na zewnątrz partyzanci wbiegli do pomieszczeń browaru. Gdy już przebiliśmy się i weszliśmy do środka browaru, biegnąc koło budynku biurowego, nadziałem się na enkawudzistę. Wyłonił się zza węgła i na mój widok szybko się cofnął. – wspominał Konrad Strycharczyk „Słowik” – Zanim posiał w moim kierunku z pepeszy, zdążyłem wskoczyć w otwarte drzwi dużego, biurowego pomieszczenia. Było puste. Pomyślałem, że widocznie enkawudzista zwiał. On jednak widać znał rozkład biur i wyszedł na mnie drzwiami prowadzącymi z sieni. Ja, strzelając, skoczyłem za wielki piec. Kacap skrył się z drugiej strony pieca. Byliśmy obaj w potrzasku. Co chwilę któryś z nas wystawiał z góry lub z dołu rękę i strzelał.[…] „Głaz” zorientował się w sytuacji, sprytnie podczołgał się pod drugie okno i serią z narożnika skutecznie osadził enkawudzistę[5].
Po zastrzeleniu sowieckiego starszyny Janusz Pawełczak „Głaz” także wbiegł do pomieszczeń browaru, gdzie również cudem miał uniknąć śmierci. Brat Janusz, miał przeprawę z jednym z sowietów, którego odkrył w pomieszczeniu biurowym. Mianowicie chciał go zmusić do poddania się, ale sowiet próbował do niego strzelać. Wtedy i Janusz chciał zrobić to samo, lecz obydwóch zawiodły pistolety. Wówczas bolszewik zaatakował brata nożem, a ten uciekając wokół stołu, próbował przerepetować pistolet. Nie wiadomo jak by się skończyło gdyby nie „Czajka”, który wpadł do pokoju i z automatu zabił sowieta. Podobnie dwóch innych odnalezionych na jakimś strychu. Przy sprowadzaniu ich po drabinie jeden z nich wydobył ukryty nóż i też próbował zaatakować idącego za nim żołnierza. Zginęli obydwaj[6].
Walka zakończyła się zwycięstwem partyzantów bez strat własnych. Natomiast według relacji „Morwy” oraz „Oliwy” sowieci mieli stracić 9 żołnierzy. Przy czym jak wspomina „Oliwa”: w walce w browarze kluczkowskim zginęło łącznie pięciu sowietów. Czterej inni, którzy się poddali, zostali wyprowadzeni za bramę i na rozkaz „Zapory” rozstrzelani. Jak wynikało z odebranych im dokumentów, byli funkcjonariuszami NKWD. Wyrok wykonał podporucznik Gromont „Lew”, który miał z nimi zadawnione porachunki ze Wschodu[7].
Po walce „Zapora” zrezygnował z ataku na Opole Lubelskie i po zabraniu dwóch ckmów, kilku sztuk broni i dużej ilości zapasów amunicji udał się w kierunku Kolonii Ratoszyn w gminie Chodel, gdzie oddział miał zakwaterować na noc.
PRZYPISY:
[1] Relacja Stanisława Wnuka „Opala”, [w:] E. Kurek, Zapory Żołnierze Wyklęci. Tom 1, Warszawa-Kraków 2016, s. 113.
[2] Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej BU 2503/1, Protokół przesłuchania podejrzanego Hieronima Dekutowskiego, 4.10.1945 (Będzin), k. 43.
[3] Relacja Ryszarda Supryna „Oliwy”, [w:] E. Kurek, Zapory Żołnierze Wyklęci. Tom 1, Warszawa-Kraków 2016, s. 255.
[4] M. Pawełczak, Wspomnienia Morwy – żołnierza cc majora „Zapory”, Lublin 2011, s. 82.
[5] Relacja Konrada Strycharczyka „Słowika”, [w:] E. Kurek, Zapory Żołnierze Wyklęci. Tom 1, Warszawa-Kraków 2016, s. 275.
[6] M. Pawełczak, op.cit., s. 82-83.
[7] Relacja Ryszarda Supryna „Oliwy”,s. 255.