Moniaki – 24.09.1946 r.

We wrześniu 1946 r. główne zgrupowanie oddziałów mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” od kilku tygodni przebywało na Rzeszowszczyźnie prowadząc swój rajd aż po Przełęcz Dukielską. Pozostałe na Lubelszczyźnie oddziały partyzanckie nie prowadziły dużych akcji zaczepnych, co spowodowało, że nienękany atakami resort bezpieczeństwa rozpoczął silne działania skierowane przeciwko osobom wspierającym podziemie niepodległościowe. W teren wyjeżdżały specjalne grupy operacyjne złożone z funkcjonariuszy UB, MO oraz KBW, które na podstawie donosów prowadziły masowe aresztowania lub rozbijały mniejsze grupy partyzanckie[1].
Aleksander Głowacki „Wisła” wspominał: Rosła częstotliwość ataków różnej wielkości grup UB, KBW, ORMO i MO, które taktyką ciągłego nękania nas i nasilania represji wobec ludności cywilnej usiłowały pozbawić nas możliwości partyzanckiego bytowania. Często zdarzało się, że nocą, jeszcze przed świtem, duże i silnie uzbrojone ich oddziały otaczały „podejrzaną” wieś, aby wyłapać i aresztować wszystkich wypłoszonych z nocnych pieleszy. Jakiś powód do aresztowania znajdowano później, w toku długotrwałego śledztwa. We wsiach odwiedzanych przez oddziały partyzanckie większość dorosłych nie sypiała we własnych domach, lecz o zmroku szukała schronienia w zbożu, szuwarach, itp.[2]
Z tego powodu, zastępujący w terenie „Zaporę”, Aleksander Głowacki „Wisła” postanowił przeprowadzić spektakularną akcję rozbicia grupy operacyjnej UB-KBW. Głównym jej celem było pokazanie siły podziemia. Zgodnie z planem plutony Stanisława Łukasika „Rysia” oraz Tadeusza Skraińskiego „Jadzinka” miały zaatakować posterunek MO w Bełżycach, a po jego rozbiciu zastawić pułapkę w lesie krężnickim na nadjeżdżającą z Lublina grupę pościgową UB-KBW. Dla osłony akcji od strony Kraśnika, Chodla oraz Opola Lubelskiego i częściowego odciągnięcia uwagi od Bełżyc, pluton Stanisława Jasińskiego „Samotnego” wsparty grupą żandarmerii[3] pod dowództwem Romana Grońskiego „Żbika” miał zaatakować skomunizowaną wieś Moniaki i rozbroić lokalne struktury ORMO[4].

Mapa topograficzna terenu
23 września 1946 r., tj. dzień przed wyznaczonym terminem przeprowadzania obu akcji zaczepnych, pluton „Samotnego” oraz sekcja lotnej żandarmerii „Żbika” udały się na koncentrację do Natalina. Tam dowódcy wstępnie opracowali plan wejścia do Moniak i ustalili, że działania rozpoczną się rano.
Następnego dnia, wczesnym rankiem pełniący służbę wartowniczą Walerian Tyra „Zuch” zauważył zbliżające się do Natalina wojsko, które przesuwało się marszem od strony Bęczyna. Myśląc, że to grupa operacyjna UB-KBW otworzył ogień z ręcznego karabinu maszynowego (rkm), alarmując odpoczywających kolegów. Po chwili przerwano ostrzał ponieważ okazało się, że wojsko, które widać to w rzeczywistości plutony Jana Szaliłowa „Renka” i Michała Szeremieckiego „Misia” z „Zaporą” na czele. Oddziały te niespodziewanie powróciły z dwumiesięcznego rajdu po Rzeszowszczyźnie. Wobec powyższego spotkania i zaakceptowania przez „Zaporę” planu swoich podkomendnych postanowiono przeprowadzić akcję na Moniaki wszystkimi dostępnymi siłami. Jednakże przełożono godzinę wymarszu. Powodem było zmęczenie partyzantów spowodowane forsownym marszem oraz dużą potyczką z KBW w Lasach Janowskich[5].
Atak na Moniaki
24 września 1946 r., po kilkugodzinnym odpoczynku, ok. godziny 13 partyzanci pod osobistym dowództwem „Zapory” wymaszerowali w kierunku Moniak. Oddział liczący ok. 50 ludzi podzielony został na trzy grupy. Pierwsze dwie, pod komendą „Samotnego” oraz „Żbika” miały bez zmian wejść do wsi i rozbroić tamtejszą placówkę ORMO. Trzecia najliczniejsza grupa, złożona z plutonów „Renka” i „Misia” miała szczelnie okrążyć wieś i dopilnować, aby nikt z niej się nie wydostał[6].
W momencie, gdy z dwóch stron do wsi wchodzili ludzie „Samotnego” oraz „Żbika” ze strony mieszkańców posypały się pierwsze strzały. Edward Tylus „Lotny” po latach wspominał, że żołnierze „Samotnego” odpowiedzieli ogniem. Zaczęła się strzelanina. Nasi żołnierze chodzili od domu do domu i zabierali ormowcom broń. Były i takie przypadki, że kobiety same wynosiły nam broń[7]. Relacje te doskonale uzupełniają zeznania Romana Grońskiego „Żbika” złożone podczas śledztwa w latach 1947-1948 r. W czasie przesłuchania prowadzonego przez por. Jerzego Kędziorę (sadystycznego funkcjonariusza MBP) zeznawał, że „Zapora” wydał rozkaz, że jeśli ORMO-wcy z Moniak zaczną strzelać, to nie patrzyć na nic tylko ciąć po wszystkich domach. Weszliśmy do wsi i przywitano nas ogniem z rkm-ów. Ogniem rkm-ów zapaliliśmy i spaliliśmy więcej niż połowę wsi Moniaki, ale ani komendanta nie zaleźliśmy, ani broni, mimo że bili w nas z kilku rkm-ów. Zastrzeliliśmy tylko jednego z mieszkańców Moniaków i to w czasie walki. Z Moniak zabraliśmy ok. 20 mężczyzn, wyprowadziliśmy ich w pole; dwóch zbiliśmy, po czym wypuściliśmy[8].
Z kolei w czasie swojej rozprawy sądowej Hieronim Dekutowski „Zapora” biorąc pełną odpowiedzialność za przebieg akcji w Moniakach relacjonował: część oddziału wkroczyła do wsi, ja natomiast z częścią oddziału zatrzymałem się przed wsią. We wsi Moniaki znajdowała się placówka ORMO w liczbie około 70 ludzi. Następnie oddział nasz zaatakował wieś z dwóch stron i wywiązała się walka. W wyniku strzałów zostało spalone kilkanaście gospodarstw. Po zajęciu wsi zabraliśmy kilku ludzi z sobą, 2 z wymierzono karę chłosty, bijąc ich kijem i pasami. Zabraliśmy 1 rkm. W akcji tej został zabity 1 człowiek i 1 został ranny […] Zaznaczam, że ja nie dawałem polecenia ani rozkazu palenia wsi, nie jest jednak wykluczone, że do wsi strzelano pociskami zapalającymi, od których mogły spłonąć zabudowania[9].

„Zaporczycy” w akcji (1946 r.) | Zbiory Autora
Celem uzyskania pełnego obrazu warto przytoczyć również dokumentację sporządzoną przez „drugą stronę”, czyli resort bezpieczeństwa. W jednym z raportów Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej MO czytamy, m.in.: 24 IX[19]46 r. o godzinie 13:30 z lasu od strony Natalina, banda [sic!] w sile od 50-60 ludzi, uzbrojona w broń maszynową i ręczną, ubrani po wojskowemu i cywilnemu, wtargnęła do wsi Moniaki, gm. Urzędów. […] Po wtargnięciu do Moniak podpalili w kilkunastu miejscach wioskę, a następnie przystąpili do rabunku wartościowych rzeczy, które ładowali na przeprowadzone ze sobą 2 wozy. /Banda wtargnęła w kilku miejscach, następnie bandyci poszukiwali członków miejscowego ORMO, jednak nikogo z nich nie schwytali./ Broni żadnej bandyci nie zrabowali w Moniakach, natomiast w paru przypadkach – ilu na razie nie ustalono, broń spaliła się, w każdym razie wiadomo jest, że spalił się dichtyrow i 1 kbk angielski. Bandyci bili ludność w czasie pożaru, nie pozwalali ratować płonącego mienia, także w wielu wypadkach palił się inwentarz żywy, jak świnie, konie, w jednym wypadku zastrzelili bandyci krowę, a nawet zastrzelili 58-letniego Pachronia Seweryna, który z palących zabudowań wyprowadził krowę. /Podpalili sterty ze zbożem i odzież wyniesioną z płonących zabudowań, a w końcu zabrali 40 osób, nad którymi też się znęcali biciem i osoby te odprowadzili pod las i tam do nich d[owód]ca bandy miał przemowę, przeciwko obecnemu ustrojowi, po czym wszystkich zwolnił./ Zostało spalonych 29 gospodarstw, a poszkodowanych jest 47 rodzin[10].
Jak widzimy relacje obu stron posiadają różny oddźwięk w przedstawieniu tego co wydarzyło się w Moniakach. Pomimo tych różnic możemy wyłapać pewne wspólne elementy, które dzięki potwierdzeniu traktujemy jako fakty. Po pierwsze, obie strony wspominają, że do akcji doszło w godzinach popołudniowych, a samo wejście do wsi odbyło się z dwóch kierunków, zaś „Zapora” ze swoimi ludźmi początkowo stacjonował w pobliskim lesie. Po drugie, wieś była mocno uzbrojona, ponieważ jej mieszkańcy posiadali na swoim wyposażeniu m.in. ręczne karabiny maszynowe Diegtiariowa. Ponadto zgodnie z późniejszym meldunkiem MO partyzanci zarekwirowali 3 karabiny oraz pistolet maszynowy PPSz, natomiast dwanaście sztuk broni uległo spaleniu w zabudowaniach, w tym 11 kbk i wspomniany rkm[11]. Po trzecie, analizując wszelkie dostępne informacje wiemy, że w wyniku pożaru Moniak spłonęło 29 gospodarstw (blisko 100 budynków), z których 15 należało do członków PPR, 11 do ludzi określanych przez milicję jako bezpartyjnych, a trzy stanowiły własność byłych członków Armii Krajowej. Powodem tak wielkiego pożaru była specyfika polskiej wsi, gdzie wszystkie budynki w tamtym czasie były kryte strzechą, która bardzo łatwo zapalała się od pocisków, a przede wszystkim innych płonących budynków. Nie wiemy ile gospodarstw zostało podpalonych celowo, a ile spaliło się samoczynnie, zarówno od przypadkowego ognia jak i pozostałych pożarów. Po czwarte, w czasie strzelaniny, od prawdopodobnie przypadkowej kuli zginął 50/60-letni mieszkaniec – Seweryn Pochroń. Według raportu UB został trafiony podczas wyprowadzania krowy z płonącej obory. Poparzeniom uległy też trzy inne osoby, a dwie zostały ciężko pobite. Po czwarte, oprócz wydarzeń jakie rozegrały się w samej wsi, jej mieszkańcy zostali zebrani na polityczny wiec, w czasie którego dwóch mieszkańców zostało ciężko pobitych[12].
Pacyfikacja czy niekontrolowany pokaz siły?
Atak Zaporczyków na Moniaki został wykorzystany przez komunistów do celów propagandowych. We wszystkich gazetach w Polsce zaczęły pojawiać się artykuły o ataku „bandy NSZ” na bezbronną polską wieś. Ich tytuły, takie jak: Bandy WiN i NSZ spaliły polską wieś. Nowa zbrodnia sojuszników p. Mikołajczyka („Głos Ludu”, 2.10.1946 r.); czy Andersowscy zwyrodnialcy („Chłopska Droga”, 1946 r.) podkreślały „bestialskie zbrodnie” rzekomo dokonane przez partyzantów. „Dziennik Polski” natomiast oznajmiał: Na wieś Maniaki [sic!], gm. Urzędów, pow. kraśnicki napadła banda WIN-owska „Zapory” i NSZ „Cichego” w sile 50 ludzi uzbrojonych w broń maszynową. Mieszkańcy zostali zaskoczeni strzałami, rozlegającymi się z kilku stron i pożarami wybuchłymi na skutek obstrzału zapalającymi pociskami. Po sterroryzowaniu mieszkańców bandyci wkroczyli do wsi i rozpoczęli podpalanie budynków. Wszelkie próby ratunku płonących domów oraz inwentarza żywego były przez bandę uniemożliwione. […] W czasie pożaru napastnicy przygrywali na harmonii i wyśmiewali się z napadniętych mieszkańców. […] Przed odejściem bandyci zagrozili, że przyjdą powtórnie i wszystkich wyrżną[13]. W październikowym numerze lubelskiego dziennika „Sztandar Ludu” ukazała się seria artykułów pt. „Na miejscu zbrodni”. W jednym z nich czytamy: część bandy rozpoczęła krwawe żniwo, podpalając jednocześnie z kilku stron wieś. Inna znów grupa dokonywała w opuszczonych domach rabunku wartościowego mienia mieszkańców. Wszystko to bandyci ładowali na przygotowane fury, by potem wywieźć do swych bandyckich kryjówek. Pożar szybko owładnął wsią. Stanęły w płomieniach budynki mieszkalne, stodoły, stajnie, obory. Sucho trzaskały płomienie liżące sterty zboża. Płonął tak ciężko zebrany plon polskiego chłopa. Nie wzruszało to jednak bandytów. Im sprawiał radość widok płonących domów chłopskich[14]. Taką też retorykę przyjęli komunistyczni historycy, którzy wielokrotnie pisali o Moniakach jako z góry zaplanowanej pacyfikacji przeprowadzonej przez oddziały „Zapory” na zwolenników nowej władzy ludowej.

Jeden z artykułów opublikowanych w komunistycznej prasie na temat wydarzeń w Moniakach, w tym przypadku „Dziennik Polski”, 1.X.1946 r., nr 269
Badając głębiej temat, odrzucając argumenty ideologiczne i porównując sposoby działania „Zapory” można wysnuć zgoła odmienną tezę. Już w 2009 r. Artur Piekarz w swoim artykule o żandarmerii „Żbika” stwierdził, że oceniając akcję w Moniakach wypada podkreślić, że miała ona na celu rozbrojenie tamtejszej placówki ORMO oraz zdyscyplinowanie jej członków i miejscowych aktywistów PPR. Oznaczało to udzielenie ustnego upomnienia, a w niektórych przypadkach wykonanie kary chłosty wobec najbardziej aktywnych komunistów. Tymczasem wobec oporu podjętego przez miejscowych ormowców, doszło do regularnej wymiany ognia z partyzantami, a w konsekwencji do pożaru wsi i przypadkowych ofiar[15].
O zasadności takiej argumentacji świadczy fakt, że Dekutowski w czasie swojego procesu jasno stwierdził, że nie wydał rozkazu o paleniu wsi i masowym odwecie. Na podstawie szczątkowych informacji z przesłuchań dowódców uczestniczących w akcji można przypuszczać, że ogień kierowano w kierunku tych zabudowań z których ostrzelano partyzantów lub wiedziano, że należały one do członków ORMO bądź PPR. „Lotny” wspominał, że od kul zapaliły się strzechy, bo to wszystko było kryte słomą. Wiatr rozniósł ogień i zaczęło się palić kilkanaście zabudowań. Jeden z naszych chłopaków podpalił nawet swojego kuzyna, bo on był ormowcem i donosił pepeerowcom[16]. Jednakże warto zaznaczyć, że pomimo panującego chaosu i strzelaniny oraz panice wśród ludności cywilnej straty osobowe wśród mieszkańców nie były duże (jeden zabity oraz trzy osoby ciężko poparzone: Wiktoria i Edward Woch oraz Jan Gonder). Co świadczy o tym, że partyzanci nie byli tak bezwzględni jak opisywali ich komunistyczni historycy oraz publicyści.
O braku celowości w spaleniu wsi świadczy również fakt o sile oddziału wyznaczonego pierwotnie do rozbrojenia Moniak. Jak na początku zaznaczono, do tego zadania „Wisła” wyznaczył oddział „Samotnego”, który w tamtym czasie liczył od 8 do 12 ludzi oraz grupę „Żbika” w sile 4 ludzi. Tylko przypadek spowodował, że ostatecznie do ataku przystąpiło więcej żołnierzy niż początkowo zakładano.
Głównym założeniem ataku przyświecało zademonstrowanie siły partyzanckiej miejscowej placówce ORMO oraz ludności, która silnie wspierała system komunistyczny. Ze względu na lewicowy charakter wsi, Moniaki określano wówczas mianem „małej Moskwy”. Doskonale jej charakter opisał w swoich wspomnieniach Antoni Brzusek (mieszkaniec Moniak): przed wojną w Moniakach było tylko osiem gospodarstw, których areał wynosił 7-10 ha ziemi. Pozostałe, około 100, to rozdrobnione gospodarstwa, które utrzymywały się dzięki dorabianiu we dworze. Zaraz po wkroczeniu armii sowieckiej, już we wrześniu 1944 roku, został ogłoszony dekret o reformie rolnej. Majątek dworski został rozparcelowany. Przyjęto zasadę, że robotnicy dworscy i służba tam zatrudniona otrzymają po 5 ha ziemi, miejscowi rolnicy gospodarujący na 1-2 ha ziem dostaną po 2 ha, a właściciele gospodarstw 2-3-hektarowych – po 1 ha. Ten akt niespodziewanej darowizny wpłynął na bardzo przychylne ustosunkowanie się wiejskiej biedoty do nowej władzy. Sporo miejscowych aktywistów bardzo czynnie włączyło się do budowy nowego porządku. Kilku trafiło do władz powiatowych i gminnych. Byli członkami PPR i zasilili ORMO[17].
Jak wiemy z literatury przedmiotu wiele takich wsi było dyscyplinowanych przez oddziały należące do podziemia niepodległościowego, ponieważ to głównie z nich wywodzili się milicjanci oraz agentura sygnalizacyjna. Zresztą atak z września nie był pierwszym takim atakiem na Moniaki. 24 czerwca 1946 r. oddział Benedykta Surdackiego „Cygana” przeprowadził podobną akcję. Wtedy w wyniku wymiany ognia pomiędzy partyzantami a uzbrojonymi mieszkańcami spaleniu uległy trzy gospodarstwa[18].
Wieś Moniaki jest dziwnym kontrastem w stosunku do wsi sąsiednich. Jeżeli się weźmie np. Urzędów z pobliskimi wsiami łatwo można stwierdzić, że jest on siedliskiem reakcji i wstecznictwa – pisano na łamach „Sztandaru Ludu” tłumacząc dlaczego to Moniaki stały się celem ataku – Elementy te za wszelką cenę chciałyby obalić Rząd Jedności Narodowej i dążą do tego wszelkimi, nawet najbardziej wyrafinowanymi środkami. Dlatego też nie mogli oni znieść tego, że Moniaki, tak jak w okresie okupacji, tak i teraz walczyły o demokratyczne prawa chłopa i robotnika. Chłopi z Moniak chętnie brali udział w życiu politycznym, należąc do PPR lub SL, wstępowali chętnie do ORMO by ukrócić samowole grasujących band. Za to wszystko bandyci spod znaku NSZ i WIN postanowili zemścić się na mieszkańcach wsi[19].

Propagandowy artykuł o odbudowie spalonych Moniak | Źródło: „Sztandar Ludu”, numer świąteczny – XII.1946, s. 4
W czasie swojego procesu, cywilny przełożony „Zapory”, Władysław Siła-Nowicki „Stefan” wyjaśniał, że jeżeli chodzi o akcję w miejscowości Moniaki, to była przeprowadzona dlatego, że ludność tamtejsza występowała czynnie przeciwko naszej organizacji. Oddziały nasze wkroczyły do wsi Moniaki, wywiązała się strzelanina skutkiem czego został zabity jeden człowiek. Od strzałów z broni maszynowej zostało zapalone kilka budynków, a ponadto oddział nasz jak mi jest wiadomo po opanowaniu wsi uprowadził pewną ilość inwentarze w celu zaopatrzenia oddziału[20]. Potwierdzeniem tych słów mogą być kolejne działania podjęte przez partyzantów po zakończeniu strzelaniny we wsi. Z relacji obu stron wiemy, że zebrano ok. 40 mieszkańców (członków PPR i innych komunistycznych organizacji), których zaprowadzono do najbliższego lasu. Tam „Zapora” wygłosił wiec, podczas którego wyjaśnił, że powodem ataku była aktywna współpraca z władzą ludową. Również wymierzone wówczas kary chłosty nie były wynikiem zemsty lecz wcześniej zaplanowanego działania. Wbrew komunistycznej propagandzie pobici nie zostali wszyscy mieszkańcy Moniak, lecz dwóch najbardziej aktywnych członków PPR: Jan Smentek i Antoni Burek.
Wobec powyższych dowodów zasadne wydaje się odrzucenie tezy, że działania zbrojne partyzantów były z góry zaplanowaną pacyfikacją silnie skomunizowanej wsi. Ogromne straty materialne spowodowane zostały niekontrolowaną i chaotyczną wymianą ognia pomiędzy partyzantami a ormowcami, którzy zainicjowali całe starcie. Gdyby do niej nie doszło, Moniaki zapewne nie ucierpiałyby tak dotkliwie, bo zgodnie z rozkazem „Zapory” partyzanci mogli użyć broni jedynie w wypadku ataku ze strony komunistycznych aktywistów.
Na zakończenie warto jeszcze zaznaczyć, że również główny cel taktyczny ataku na Moniaki nie został osiągnięty. Z powodu przypadkowego spotkania głównych sił „Zapory” atak został przeprowadzony trzy godziny po zakończeniu potyczki w Lesie Krężnickim, gdzie „Wisła” z plutonami „Jadzinka” i „Rysia” rozbiły grupę operacyjną UB-KBW. Okazało się jednak, że opóźnienie ataku na Moniaki spowodowało, że oddziały „Wisły” zaskoczono atakiem od strony Chodla, a nie od Lublina jak zakładał plan zasadzki[21]. Ponadto, rozbicie jednej grupy operacyjnej spowodowało zaniechanie wysłania kolejnej, tym razem do Moniak, na którą czekał „Zapora”. Tak tę sytuację podsumował Eugeniusz Kuśmiderski członek urzędowskiej placówki WiN (ukrywający się wówczas jako dezerter z wojska): „Zapora” chciał wykorzystując sytuację, urządzić zasadzkę na UB. Liczył, że przyśle grupę operacyjną. Zamiast niej pojechała straż ogniowa z Urzędowa, której „Zapora” kazał zawrócić. Później w gazecie napisano, że straż ogniowa z reakcyjnego Urzędowa odmówiła pomocy mieszkańcom Moniak, spalonym przez bandę „Zapory”[22].
PRZYPISY:
[1] Przykładowo w pierwszej połowie sierpnia 1946 r. grupa operacyjna w sile 27 żołnierzy z 7. pułku piechoty dowodzona przez pracownika PUBP w Kraśniku Jana Wawrzonka prowadziła operacje w rejonie gminy Wilkołaz oraz Urzędów. Zgodnie z raportem „pozorując bandę partyzancką miała zadanie przeprowadzić operacje/zasadzki na krzyżujących się drogach i lasach”. Na początku operowała w rejonie Kłodnicy, a później przez Kępę, Kaźmierów, Ewunin a później Urzędów. W tym czasie zginął również dowódca jednej z grup podległych „Zaporze” – Benedykt Surdacki „Cygan”. 15 sierpnia grupa operacyjna złożona z 12 milicjantów oraz 68 żołnierzy z 7. pułku piechoty dokonała masowych aresztowań mieszkańców Bęczyna wpierających grupę „Cygana”. Na początku września 1946 r. grupa WBW Lublin w sile 30 żołnierzy pod dowództwem por. Dziewanowskiego prowadziła operację przeciwko „Zaporze” w rejonie Krężnicy, Borowa i Zalesia. 17 września 1946 r. grupa WBW Lublin pod dowództwem kpt. Wyjechała w rejon gminy Bychawa i Chodel. Każdy taki wyjazd kończył się masowymi aresztowaniami mieszkańców podejrzanych o wsparcie partyzantom (Archiwum Instytutu PN BU 578/230, Meldunek operacyjny nr 259 Sztabu Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego woj. lubelskiego, Lublin, 19.09.1946 r., k. 94; Meldunek operacyjny nr 246 Sztabu Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego woj. lubelskiego, Lublin, 6.09.1946 r., k. 128; AIPN BU 2503/1/2, Raport Wydziału Śledczego Wojewódzkiej Komendy MO do WUBP w Lublinie, Lublin, 8.08.1946 r., k. 125; AIPN Lu 033/7, Raport specjalny z przeprowadzonej operacji przez jednostkę 7. p.p. w sile 27-miu żołnierzy + 1 pracow. PUBP Kraśnik na terenie gm. Wilkołaz i gm. Urzędów od dnia 8.VIII do dnia 13.VIII.1946 r., Kraśnik, 14.08.1946 r., k. 29; Raport PUBP w Kraśniku do Szefa Sztabu 7. Pułku piechoty kołobrzeskiego, Kraśnik, 16.08.1946 r., k. 125).
[2] Relacja Aleksandra Głowackiego „Wisły” [w:] Zaporczycy. Relacje Tom I, pod red. E. Kurek, Lublin 2010, s. 223.
[3] Grupa specjalna 3/IV, określana mianem lotnej żandarmerii zgrupowania oddziałów WiN „Zapory” powstała w maju 1946 r. Jej dowódcą został Roman Groński „Żbik”. Grupa ta liczyła od 4 do 6 żołnierzy. Do jej głównych zadań należało zwalczanie przestępczości pospolitej poprzez likwidowanie pojedynczych złodziei lub grup rabunkowych. Ponadto żandarmeria prowadziła akcje skierowane przeciwko osobom szczególnie niebezpiecznym z punktu widzenia oddziałów leśnych (współpracowników aparatu bezpieczeństwa, aktywnym członkom PPR i ORMO oraz funkcjonariuszom UB). Terenem działalność grupy o kryptonimie 3/IV miały być gminy Chodel, Wilkołaz i Urzędów, ale w rzeczywistości grupa działała praktycznie na całym obszarze operacyjnym oddziałów „Zapory” (A. Piekarz, Działalność grupy specjalnej „3/IV” – żandarmerii zgrupowania partyzanckiego majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory” (maj 1946-styczeń 1947), [w:] Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Kraśniku w latach 1944-1956, pod red. J. Romanka, Lublin 2011, s. 109-134).
[4] A. Piekarz, Działalność grupy specjalnej „3/IV”…, s. 122-123.
[5] 22 września 1946 r. odpoczywający w leśniczówce Świnki partyzanci „Zapory” zostali zaatakowani przez grupę operacyjną pod dowództwem kpt. NKWD Szułakowa w sile 18 funkcjonariuszy plutonu rezerwy KPMO w Nisku, 19 funkcjonariuszy PUBP w Nisku oraz 70 żołnierzy KBW. Pomimo dwukrotnej przewagi sił resortu bezpieczeństwa nie udało się okrążyć i rozbić zaskoczonych Zaporczyków. W czasie walki zginął Edward Kwiatkowski „Sokół”, a kilku partyzantów zostało rannych (AIPN ; Relacja Barbary Nagnajewicz-Woś „Krysi” [w:] Zapory Żołnierze Wyklęci, pod red. E. Kurek, Warszawa-Kraków 2016, s. 73-74.)
[6] A. Piekarz, Działalność grupy specjalnej „3/IV”…, s. 123.
[7] Relacja Edwarda Tylusa „Lotnego” [w:] Zaporczycy. Relacje Tom V, pod red. E. Kurek, Lublin 1999, s. 242.
[8] AIPN BU 2503/1/1, Protokół przesłuchania podejrzanego Romana Grońskiego, Będzin, 7.10.1947 r., k. 119.
[9] AIPN BU 2503/1/3, Protokół rozprawy głównej w sprawie karnej Nowickiego Władysława i innych oskarżonych z art. 86 i 2 KKWP i dalsze, Warszawa, 3-15.11.1948 r., k. 49.
[10] AIPN BU 2503/1/2, Raport Lubelskiej Wojewódzkiej Komendy MO do Komendy Głównej MO w Warszawie, Lublin, 4.10.1946, k. 167.
[11] AIPN BU 2503/1/2, Raport specjalny w związku z napadem przez bandę „Cichego” na wieś Moniaki gm. Urzędów, Kraśnik 26.09.1946 r., k. 198; Raport specjalny WUBP w Lublinie do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Departamentu III-go w Warszawie w sprawie napadu i spalenia wsi Moniaki, gm. Urzędów, pow. Kraśnik, Lublin, 7.10.1946 r., k. 171.
[12] H. Pająk, Akcje oddziałów „Zapory” w tajnych raportach UB-MO, Lublin 1996, s. 90-91.
[13] PAP, Napad WIN i NSZ na wieś Maniaki, „Dziennik Polski”, 1.10.1946 r., nr 269, s. 2.
[14] Moniaki – wstrząsający dowód barbarzyństwa polskich hitlerowców, „Sztandar Ludu”, 4.10.1946 r., nr 271, s. 7.
[15] A. Piekarz, Działalność grupy specjalnej „3/IV”…, s. 125.
[16] Relacja Edwarda Tylusa „Lotnego”…, s. 243.
[17] A. Brzusek, Wspomnienia wychowanka gimnazjum i liceum urzędowskiego, „Głos Ziemi Urzędowskiej”, 2007, s. 64.
[18] AIPN BU 2503/1/2, Telefonogram nr 338/46, Kraśnik, 25.06.1946 r., k. 90.
[19] Moniaki – wstrząsający dowód barbarzyństwa polskich hitlerowców, „Sztandar Ludu”, 4.10.1946 r., nr 271, s. 7.
[20] AIPN BU 2503/1/3, Protokół rozprawy głównej w sprawie karnej Nowickiego Władysława i innych oskarżonych z art. 86 i 2 KKWP i dalsze, Warszawa, 3-15.11.1948 r., k. 44.
[21] W raporcie specjalnym do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie funkcjonariusze WUBP w Lublinie opisywali, że po otrzymaniu meldunku grupa operacyjna w sile 30 ludzi pod dowództwem ppor. Wyrwały i Marciniaka na jednym samochodzie wyjechali w kierunku Bełżyc. Dojeżdżając do wsi Trzciniec spotkali kilka samochodów na których znajdowali się funkcjonariusze MO transportujący tytoń, którzy dali znać zatrzymania się grupie operacyjnej. Milicjanci ci oznajmili ppor. Marciniakowi, iż w odległości 3 km, w lesie znajduje się zasadzka zorganizowana przez bandytów, którzy widocznie czekają na wojsko, ponieważ ich nie zatrzymali. Po otrzymaniu wiadomości ppor. Marciniak wraz z wojskiem i milicją udali się pieszo w kierunku zasadzki. Nie dochodząc do wskazanego miejsca ok. 200 m ppor. Marciniak zauważył bandytę leżącego na skraju lasy przy ckm i dał rozkaz żołnierzom do zajęcia stanowisk bojowych i otwarcia ognia. Po upływie godzinnej walki grupa operacyjna pod naciskiem przeważającej siły zaczęła wycofywać się w kierunku pozostawionych samochodów, zostawiając na polu walki 14 zabitych żołnierzy z grupy operacyjnej wraz z ppor. Wyrwałą oraz 4 milicjantów. Tak więc w wyniku akcji pod Krężnicą partyzanci pod dowództwem „Wisły” pomimo zaskoczenia rozbiły całkowicie grupę operacyjną. Po zakończonej akcji partyzanci odskoczyli w kierunku wsi Kępa, gdzie spotkała ich kolejna grupa operacyjna żołnierzy KBW przybyła z kierunku Niedrzwicy. W czasie drugiej walki poległ Mieczysław Wilk „Wilczek” (AIPN BU 2503/1/2, Pismo do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Raport Specjalny, Lublin, 28.09.1946 r., k. 168; AIPN Lu 08/102/2, Raport do Dyrektora Departamentu III MBP w Warszawie, Lublin, 1.10.1946 r., k. 319-320).
[22] E. Kuśmiderski, Dalsza konspiracja nie miała sensu, [w:] Żołnierze Wyklęci. I znów za kraty, pod red. M.A. Koprowskiego, Warszawa 2015, s. 218.