Dwie wizje polskiej partyzantki

Dwie wizje polskiej partyzantki

W ostatnich latach w polskiej sztuce filmowej (wielkiego i małego ekranu) można było natknąć się na dwa skrajnie różne sposoby przedstawienia polskich partyzantów: „sterylny” i „plugawy”. Oba nieprawdziwe.

Pierwszy, to ten z serialu Czas honoru (sezony: IV-VI), gdzie bohaterowie noszą czyste ubrania, są ogoleni i uczesani, a ich pobyt w lesie przypomina wycieczkę; drugi z filmu Obława, mającego premierę przed kilkoma laty, z Marcinem Dorocińskim w roli głównej, w którym partyzanci wyglądają jak kloszardzi. W pierwszym przypadku może chodzić o kwestie finansowe (po co niszczyć i brudzić ubrania, skoro mogą posłużyć do innych filmów); w drugim jednak reżyser Marcin Krzyształowicz albo przesadził w dobrej wierze, chcąc ukazać trudne warunki życia polskich partyzantów, albo jest to element polityki historycznej pewnych kręgów w kraju i za granicą, które mają za zadanie oczerniać Polaków.

Kłam pierwszej wizji zadają wspomnienia uczestników tamtych wydarzeń. Major Marian Pawełczak „Morwa” w pierwszym odcinku serii Głos Bohatera wspomina o tym, że zmieniali zawszone i podarte mundury na nowe, zdobyte na Niemcach lub ubekach, że dokuczały im (…) wszy, i ten głód, i zimno, i te marsze conocne[1]. Henryk Atemborski w siódmym odcinku zwraca uwagę na problemy z utrzymaniem czystości[2]. Józef Bandzo (odcinek ósmy) opowiadając o bitwie pod Mikuliszkami, w której uczestniczył, mówi, że przeszli wtedy nawet 40 do 50 kilometrów, a także o tym, że po powrocie z niej musiał stać na warcie podczas mroźnej zimy[3]. Poeta Tadeusz Różewicz, który walczył w AK, w swoim literackim debiucie Echa leśne z 1944 roku (czyli z okresu służby) wspomina, że partyzanci mieli brudne i śmierdzące nogi[4].

Widać więc, że brud, brak ubrań i amunicji, wszy, zimno, głód, nocne marsze i walka z doskoku to nieodłączne elementy życia partyzanckiego. A co z drugą wizją? Kontrą są przede wszystkim zdjęcia.

Polscy partyzanci nosili rodzime mundury sprzed września ’39 lub zdobyte na Niemcach, a później oddziałach UB i KBW, jak wspomina major Pawełczak oraz pochodzące ze zrzutów alianckich. Zdarzało się też, że walczono w cywilnych ubraniach. Tadeusz Różewicz pisze we wstępie do Ech leśnych, że gdy nie miał munduru, przez trzy miesiące służył w dresie, będącym namiastką wojskowego uniformu[5].

Patrol Januarego Ruscha „Kordiana” wchodzący w skład Oddziałów Dyspozycyjnych Kedywu AK Lublin (1944 rok) | Źródło: Zbiory prywatne P. Koconia

Za kwestiami estetycznymi idą również te moralne, przez które jedna z wizji jest bliższa prawdzie. W Czasie honoru głównymi bohaterami są ludzie oddani sprawie, musi to przyznać każdy, nawet jeśli warunki ich działalności, o czym powyżej wspomniano, są wyidealizowane. O partyzantach w Obławie Edward Kabiesz (Niebezpieczny las, „Gość Niedzielny” 43/2012) oraz Jerzy Wolak (Kino antypolskie, „Polonia Christiana” marzec-kwiecień 2013) zgodnie piszą, że „wegetują”, zaś w większości przedstawieni są jako brutalna hołota o prostackich, nacechowanych bezmyślnością twarzach[6]. Co prawda Tadeusz Różewicz wspomina, że niektórzy jego kompani nie dzielili się jedzeniem; opowiada historię sierżanta „Grzmota”, alkoholika, naigrawa się z romantycznej wizji partyzantów, przedstawia żołnierskie żarty, jak na dzisiejsze czasy niewinne, jednak te przykłady wypadają raczej blado przy tym, co prezentuje Krzyształowicz. Obława, oprócz tego, że stawia w złym świetle żołnierzy podziemia, nie pokazuje najważniejszych elementów życia partyzanckiego: marszów i zasadzek. Choć trochę walki jest tam ukazane. Czas honoru pod tym względem wydaje się bliższy prawdzie, biorąc pod uwagę brawurowe akcje i potyczki polskich partyzantów, takie jak m. in. bitwa pod Murowaną Oszmianką, starcie pod Sucharami, czy rozbicie więzienia w Kielcach. Major Pawełczak wspomina, że oddział „Zapory”, w którym walczył, w okresie niemieckim dokonał ponad 80 akcji, tracąc tylko 16 żołnierzy, a Józef Bandzo jak gromili Niemców.

Partyzantka nie wyglądała może tak schludnie, jak w „Czasie honoru”, ale też nie tak odpychająco, jak w filmie Krzyształowicza. Nasi żołnierze, choć żyli w trudnych warunkach, potrafili bawić się i żartować. Toczyło się życie religijne, pisano poezję, czego dowodem są „Echa leśne”. Różewicz wspomina, że na 11 listopada kucharze szykowali lepszy obiad, złożony z dwóch dań, liczono się, że goście zjadą ze swoim alkoholem, bimbrem czy też innym samogonem – w oddziale też było zawsze trochę wódki, która była wydawana przy specjalnych okazjach na rozkaz komendanta… […] Była Msza, były przemówienia, byli goście, przyszedł oddział AL [] Godnie z nami świętowali, jedli i pili, a potem odmaszerowali w swoją stronę… niezbyt pewnym krokiem[7]. Co nie znaczy, że było beztrosko; wojna odbijała się negatywnie na psychice żołnierzy, o czym świadczy choćby wiersz „Ocalony” Różewicza.

Rajd „Zaporczyków” po województwie rzeszowskim (1946 rok) | Źródło: Zbiory Mariana Pawełczaka „Morwy”

Wspomniane we wstępie wizje polskiej partyzantki są wybrakowane; o ile w pierwszej brakuje formy, czyli realistycznego przedstawienia warunków, o tyle w drugiej, co wydaje mi się gorszym przewinieniem, nie ma tego, co najważniejsze – bohaterstwa.


Autor: Maciej Mierzwa
Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu Nowa Strategia

PRZYPISY:
[1] Głos Bohatera #1 – mjr Marian Pawełczak „Morwa”, https://youtu.be/CZOPGrphFXk, dostęp: 28.09.15 r.
[2] Głos Bohatera #7 – Henryk Atemborski „Pancerny”, https://youtu.be/bkUfIJopuUM, dostęp: 28.09.15 r.
[3] Głos Bohatera #8 – Józef Bandzo „Jastrząb”, https://youtu.be/pEuApN5q6Gg, dostęp: 28.09.15 r.
[4] T. Różewicz, Echach leśnych, Warszawa 1985, s. 37,56.
[5] Ibidem, s. 5.
[6] E. Kabiesz, Niebezpieczny las, https://www.gosc.pl/doc/1336428.Niebezpieczny-las, dostęp: 28.09.15 r.
[7] T. Różewicz, op.cit., s. 6-7.