Wajler Leonard „Jeleń”

Wajler Leonard „Jeleń”

O losach Leonarda Wajlera niewiele jest wiadomo. Ewa Kurek pisze, że urodził się Turobinie (w powiecie krasnostawskim) w rodzinie chłopskiej. Do oddziału Michała Szeremieckiego „Misia” miał dołączyć w listopadzie 1946 roku, kiedy oddział operował na tamtym terenie[1].

Według Jana Orła „Promienia” Wajler w oddziale „Misia” miał pełnić funkcję oddziałowego pisarza. Używał (według różnych źródeł) pseudonimu „Jeleń”, „Żbiczek”. Natomiast Piotr Zwolak „Junior” opisując potyczkę pod Chrzanowem przedstawił go pod pseudonimem „Chmura”. Tutaj jednak prawdopodobnie „Juniora” zawiodła pamięć i pomylił go z jego bratem Czesławem Wajlerem – również żołnierzem oddziału „Misia”,  a później Mieczysława Pruszkiewicza „Kędziorka”.

Pewną informacją na temat Leonarda Wajlera jest jego udział w potyczce partyzantów z wojskiem pod Chrzanowem. Wojewódzka Komenda MO tak opisywała zdarzenie w jednym ze swoich meldunków: dnia 26.11.46 r. około godziny 12.00 w południe Oddz. 7-go p.p. w sile 25-u ludzi, którzy udali się w teren gm. Chrzanów, celem ściągnięcia świadczeń rzeczowych i tam napotkali się z bandą w sile 40-u ludzi, pod dowództwem „Zapory”, uzbrojoną w różną broń maszynową i wytworzyła się strzelanina. Wskutek czego został zabity żołnierz z oddz. WP Czerwiński Władysław, drugi ranny Kłoseł Edward. Zabitego i rannego wojsko ze sobą zabrało[2]. Oczywiście resort zawyżył stan liczbowy partyzantów.

Więcej informacji o tym starciu podał po latach „Junior”, który pisał, że w dniu 26 listopada 1946 roku oddział zajął kwatery we wsi Chrzonów. Przyjechał łącznik z Otrocza z wiadomością, że w okolicy stoi kilka samochodów z wojskiem. Jest pewne, że w drodze do Janowa będą przejeżdżać przez Chrzanów. Decydujemy się na zrobienie zasadzki. Kierujemy się na drogę wylotową Chrzanów-Godziszów. Nie zdążyliśmy dojść. Widać już samochody. Przyjechali o kwadrans za wcześnie. Nasz oddział ciągnął się długim sznurem. Oni zaś zauważyli i zatrzymali się na drodze. Odległość dzieląca nas wynosi ok. 300 m. Nie mieliśmy wyboru. Rozpoczęliśmy akcję ostrzeliwujące stojące samochody. […] W walce zginął Leon Wejler „Chmura”, a ranny został „Zefir”. W tym momencie spostrzegłem, że pada na ziemię jak rażony gromem. Podbiegliśmy do niego. Z głowy „Chmury” sączyła się krew. Byłem wstrząśnięty i trudno było uwierzyć, aby z takiej odległości mógł zostać trafiony. Ranny w nogę został również „Zefir”[3]. Pomyłkę „Juniora”, jak i resortu bezpieczeństwa, wyjaśnił Piotr Wajler (wnuk Czesława), który twierdził, że Leon Wajler posiadał dokumenty swojego brata w kieszeni, przez co po walce funkcjonariusze UB źle zidentyfikowali poległego partyzanta.

>>> Czytaj więcej: Struktura organizacyjna Zgrupowania Oddziałów Partyzanckich „Zapory” <<<

W czasie strzelaniny na miejsce zjawił się „Promień” wraz z Adamem Jaroszem „Żbikiem”, którzy mieli umówiony kontakt z „Misiem”. Byliśmy w odległości około 500 metrów od miejsca strzelaniny, gdy „Kmicic” [Ryszard Krusche „Czarny Renek” – przyp. aut] z kilkoma żołnierzami, pod silnym ostrzałem wojsk KBW, wycofywał się w stronę lasu. Skierowaliśmy z flanki swój ogień w stronę ścigających ich kabewiaków. „Żbik” miał polski erkaem Browning,  ja niemieckie MP-40. To pewnie zdezorientowało resort, bo zaprzestano pościgu za „Kmicicem”. Podczas strzelaniny „Żbiczek”, który u „Misia” był „pisarzem”, dostał ranę w brzuch – wspominał Jan Orzeł „Promień”[4]. Nagły ostrzał z flanki pozwolił zatrzymać szybkie natarcie resortu i uporządkowanie obrony, a następnie odparcie natarcia. Ostatecznie grupa operacyjna została zmuszona do odwrotu i porzucenia jednego samochodu, który ugrzązł z błocie[5].

Przewieźliśmy go [Leonarda Wajlera „Jelenia”/”Żbiczka” – przyp. aut.] do wsi Piłatka i ułożyliśmy na łóżku w mieszkaniu. Wlot kuli był z przodu, z prawej strony pod żerami. „Żbiczek” prosił mnie o podanie mu czegoś do picia i pytał, czy się z tego wyliże. […] Przy pomocy miejscowych kobiet, jak umiałem, założyłem rannemu bandaże. W tym czasie Adam Jarosz „Żbik” poszedł po furmankę. Miał jechać po lekarza. […] Gdy „Żbik” podjechał furmanką i weszliśmy do domu, zastaliśmy płaczące kobiety. „Żbiczek” już nie żył. Postanowiliśmy pochować go na cmentarzu w Wierzchowiskach. Mieliśmy jednak trudności z dotarciem na cmentarz, bo okolice nasycone były wojskiem KBW. Ciało „Żbiczka” zostawiliśmy u swoich ludzi w Kolonii Wierzchowiska; ukryliśmy je w kupie sieczki w stodole. Leżał tam tydzień, bo nie było możliwości pochować go wcześniej. Trumnę dla „Żbiczka” przywiózł Olek Jarzynka z Wierzchowisk. Pochowaliśmy go na cmentarzu w Wierzchowiskach. Trumnę nieśli: Olek Jarzynka, Józef Grzyb, Władek Dolecki i gajowy Czajczyk. Nad grobem oddałem salwę pojedynczym ogniem z erkaemu Browning[6].


PRZYPISY:
[1] E. Kurek, Zaporczycy w fotografii 1943-1963, Lublin 2009, s. 144.
[2] Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej (dalej: AIPN), BU 2503/1/2, Pismo do Komendanta Głównego MO Centrala Służby Śledczej w Warszawie, Lublin, 29.11.1946 r., k. 238.
[3] P. Zwolak, My z oddziałów „Zapory”…, Lublin 1999, s. 61.
[4] Relacja Jana Orzeł „Promień”, [w:] Zaporczycy. Relacje. Tom V, Lublin 2011, s. s. 66.
[5] AIPN BU 2503/1/2, Telefonogram do Urzędu Wojewódzkiego Lubelskiego. Oddział Świadczeń Rzeczowych, Kraśnik, 27.11.1946 r., k. 236.
[6] Relacja Jana Orzeł…, s. 66-67.