Nagnajewicz-Woś Barbara „Krysia”

Nagnajewicz-Woś Barbara „Krysia”

Barbara Nagnajewicz urodziła się 17 sierpnia 1923 roku w Matczynie koło Lublina. Jej ojciec Wacław był rolnikiem, zaś matka, Pelagia z domu Kowalska, nauczycielką w lokalnej szkole powszechnej. Po skończeniu szkoły podstawowej nie posłano mnie dalej na naukę. Nawet nie wiem dlaczego rodzice mnie nie posłali i mam do nich o to żal. Dopiero w czasie wojny poszłam na tajne komplety gimnazjalne w Bełżycach. Potem, już w czasie wojny, w 1941 roku przyjechał do nas kuzyn lekarz i przekonał moją mamusię, że muszę się uczyć. Rodzice zgodzili się wówczas na mój roczny kurs pielęgniarski w Bełżycach – wspominała po latach[1].

Barbara szybko włączyła się w działalność konspiracyjną. Dzięki ojcu zimą 1942 roku złożyła przysięgę Armii Krajowej i przyjęła pseudonim „Krysia”. Ze względu na zdobytą w szkole pielęgniarskiej wiedzę medyczną została przydzielona do służby sanitarnej w plutonie Stanisława Rolli „Maksa” – dowódcy placówki AK w Wojciechowie. Pod koniec 1943 roku pluton „Maksa” został włączony w skład Oddziału Dyspozycyjnego Kedywu AK Lublin i zmienił się jego charakter działania – z oddziału garnizonowego przekształcony został w oddział lotny/partyzancki. Całością zgrupowania (sześć plutonów), które przejęło cały ciężar walki bieżącej z Niemcami dowodził cc por. Jan Poznański „Ewa”, a po jego śmierci cc ppor. Hieronim Dekutowski „Zapora”[2].

Sanitariuszka „Krysia”

Pomimo tego, że „Krysia” otrzymała przydział do plutonu „Maksa” współpracowała ze wszystkimi patrolami Oddziału Dyspozycyjnego Kedywu, a nawet całym Zgrupowaniem Oddziałów Partyzanckich określanych mianem 8. pułku piechoty legionów AK. Jej rodzinny dom stał się punktem sanitarnym, m.in. dla oddziałów Wojciecha Rokickiego „Nerwa”, Aleksandra Szarkisowa „Szarugi” czy również „Zapory”.

W Wielką Sobotę [1944 roku – przyp. aut.] przywiózł mi „Nerwa” pięciu rannych. Rano, w biały dzień. […] Musiałam się zmobilizować i szybko zabrać się do pracy, aby każdemu z nich udzielić pierwszej pomocy. Wszyscy byli ciężko ranni. […] W tym świątecznym tygodniu musiałam ich porozwozić po melinach, w bardziej bezpieczne miejsca niż mój dom. W moim rodzinnym domu działy się różne rzeczy. Raz kwaterowali ranni, a raz Niemcy. Miałam pełne ręce roboty. Wędrowała od meliny do meliny, opatrując rannych. […] Gdy jakiś oddział znalazł się w naszym terenie, a coś się stało, rannych wieziono do mnie[3]. W ten sposób „Krysia” uratowała wielu partyzantów.

Od lewej: Janusz Pawełczak „Głaz”, Barbara Nagnajewicz-Woś „Krysia”, Władysław Sobczak „Czajka” | Zbiory M. Pawełczaka „Morwy”

W momencie wkroczenia sowietów na Lubelszczyznę „Krysia” ukrywała się w Lublinie. Na podstawie rozkazu Komendanta Okręgu AK Lublin została powołana w ramach Wojskowej Służby Kobiet do pomocy przy oczyszczaniu Lublina. Dostałam wezwanie, wraz ze wszystkimi dziewczętami z przeszkoleniem medycznym, do służby sanitarnej. Sprzątałyśmy Lublin z trupów ludzkich. Punkt sanitarny był w szkole Unii. Pamiętam czołg, na nim żołnierza. Na drugi dzień żołnierz nadal leżał na czołgu, tyle że już w bieliźnie… Gdy już skończyła się akcja sprzątania, wcielono nas do szpitala wojskowego. Przysyłano ludzkie kadłuby. Bez rąk, bez nóg… Wszystkie nas wcielili do tego szpitala w starej Unii, gdzie przedtem był punkt sanitarny. Tam przeszłam gehennę. Trzypiętrowe, żelazne łóżka, zmaltretowani, cierpiący ludzie… nikt nie miał cierpliwości, ciągle ktoś umierał[4].

Jesienią 1944 roku „Krysia” starała się wrócić do normalnego życia i rozpoczęła naukę w koedukacyjnym gimnazjum im. Szczęchy przy ul. 1 maja w Lublinie. Jednak pół roku później na jej ślad trafiło NKWD, co spowodowało, że musiała uciekać do Krakowa. Tam po jakimś czasie nawiązała kontakt z ukrywającymi się w mieście „Zaporczykami”. Pomagała również ukrywającym się żołnierzom Armii Krajowej. Pod koniec 1945 roku powróciła na Lubelszczyznę do rodzinnego domu, gdzie ponownie w domu rozpoczęła służbę sanitarną, pomagając rannym partyzantom.

W oddziale „Zapory”

Na wiosnę 1946 roku dołączyła na stałe do oddziału „Zapory”, któremu towarzyszyła praktycznie przez cały czas. W lipcu 1946 roku będąc przy oddziale Tadeusza Skraińskiego „Jadzinka” wzięła udział w bitwie pod Antoniówką, gdzie partyzanci wpadli na obławę UB-KBW. Złapałam broń, wybiegłam do chłopaków i strzelałam razem z nimi. Ubecy szli kupą, bez żadnej szpicy. Na czele dowódca. Mogliśmy ich wystrzelać do nogi, ale zawszę pierwszą serię puszczaliśmy górą. Szkoda nam było ludzi, bo to często byli zwykli żołnierze KBW. Pognaliśmy ich pod las. Biegnąć za chłopcami, usłyszałam z wąwozu wołanie o pomoc. […] Popatrzyłam, leży żołnierzyk w polowym mundurze, pagony oderwane. […] Gdy okazało się, że z naszymi wszystko w porządku, pobiegłam do rannego. Po drodze mijałam leżących w zbożu żołnierzy z KBW. Nie strzelali. […] Wróciłam i dobiegłam do rannego dowódcy, stał już nad nim nieżyjący dziś „Rek”.[…] Rannemu ubekowi zrobiłam tężec i uciskowe opatrunki, bo z obu nóg krew tryskała fontanną w górę… Uratowałam mu życie. Potem był głównym świadkiem oskarżenia na moim procesie[5].

„Krysia” pomimo delikatnej budowy ciała bardzo dobrze znosiła partyzancki trud. Przez cały okres swojej służby sanitarnej w oddziale towarzyszyła „Zaporczykom” w ich leśnym życiu. Blondynka o niebieskich oczach, dużym warkoczu, pełna wdzięku i urody. Wydawała się bardzo delikatna. Współczułam jej warunków egzystencji, a zwłaszcza trudności z utrzymywaniem codziennej higieny ciała. Starałam się wyrazić jej swoje uznanie obdarowując ją różnymi drobiazgami o charakterze praktycznym – tak zapamiętała „Krysię” Izabella Kochanowska „Błyskawica” łączniczka Zgrupowania Oddziałów „Zapory”[6].

Sanitariuszka oddziału Barbara Nagnajewicz-Woś „Krysia” | Zbiory Autora

Pod koniec lipca 1946 roku wyruszyła z „Zaporą” i jego zgrupowaniem (oddziały „Jadzinka”, Jana Szaliłowa „Renka” oraz Michała Szeremieckiego „Misia”) w rajd po Rzeszowszczyźnie, który trwał ok. 3 miesięcy. W czasie powrotu, 22 września 1946 roku, oddział został zaatakowany przez obławę KBW-UB pod Świnkami. Ta polana była straszna […] A my we troje ciągnęliśmy na kocu dwóch rannych chłopaków. „Sokół” już umierał. „Roty” noga trzymała się tylko na strzałce. Siali po nas tak, że gdy „Rota” podniósł zdrową nogę, to dostał jeszcze po kolanie. Wtedy chłopcy klęli. Osłaniał nas […] „Tęcza” [Stanisław Rusek – przyp. aut.], bo zdążył wycofać się wcześniej. Wycofał się już Stary. A gdy wydostaliśmy się z tej polany, to „Tęcza” pokazał mi poparzoną dłoń. Coś mu zacięło się, złapał za lufę, a lufa była tak rozgrzana… To było piekło[7]. W czasie czekania na podwodę z powodu utraty krwi zmarł ciężko ranny w brzuch „Sokół”. Widziałam, że umiera… Jego oczy… […] Potem odeszłam, nie mogłam patrzeć… chłopcy zawinęli „Sokoła” w koc, wykopali dół… to był jedyny syn matki… takie tragedie się przeżywało[8] – wspominała „Krysia”. Tymczasem ranny w nogę „Rota” wraz z opiekującą się z nim „Krysią” pozostał w ukryciu. Zostaliśmy sami w jakiejś gajóweczce, u biednej kobieciny z trojgiem dzieci. Byliśmy na strychu, nad obórką. „Rota” jęczał, bo noga bolała. […] Pistoletu nie wypuszczał z ręki… leżał w wojskowym mundurze, tak jak go trafiły kule[9]. Po kilku tygodniach w bardzo ciężkich warunkach udało się „Krysi” utrzymać życie „Roty”. Przez ten czas pozostawionemu do pomocy Ryszardowi Krusche „Czarnemu Renkowi” udało się sprowadzić lekarza z Janowa Lubelskiego, a następnie przetransportować „Rotę” do szpitala w Lublinie[10].

>>> Czytaj także: Rajd zgrupowania partyzanckiego „Zapory” po Podkarpaciu <<<

Aresztowanie, tortury, więzienie, wolność…

Barbara Nagnajewicz „Krysia” została aresztowana 14 listopada 1946 roku na punkcie kontaktowym w domu „Lodzi” w Borowie, gdzie dochodziła do siebie po chorobie. Informację o miejscu zdradził jeden z aresztowanych „Zaporczyków” – Jan Bogusławski „Kubuś”. Kiedy został aresztowany, przeszedł na współpracę. Żołnierze KBW po tym co zrobił z „Krysią” nie dawali „Kubusiowi” spokoju i wymyślali mu od różnych „synów”. Mówili mu, że jak już nie będzie potrzebny ubekom, to go po cichu zabiją.  „Kubuś” zrozumiał swój haniebny czyn. Pewnego dnia przyłożył sobie karabin pod brodę i popełnił samobójstwo[11].

Dla „Krysi” rozpoczęła się gehenna jaką przeszła podczas pobytu w areszcie. Rafał Dobrowolski podkreśla, że była tak katowana przez śledczych z UB, że modliła się każdego dnia, by rano już się nie obudzić. Bito ją drągiem zakończonym drutem, przez nos wlewano zimną wodę… Poddawana była też torturom psychicznym. Śledczy w czasie przesłuchania, rzucając zakrwawiony mundur jednego z jej kolegów z oddziału, zagroził, że ją w niego ubierze i będzie obwoził po terenie, by wydawała ludzi[12]. Tortury jakich dopuścił się przesłuchujący ją Teodor Maksymiuk[13] (oficer PUBP) nie złamały jej woli walki i do końca nie zdradziła kontaktów na ukrywających się kolegów.

Rozprawa sądowa przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Lublinie odbyła się 16 stycznia 1947 roku. Wraz z nią sądzono Stanisława Pycia „Gałązkę”, który został skazany na karę śmierci. Natomiast „Krysię” skazano na 10 lat więzienia z art. 16 par 1 Dekretu, utratę praw obywatelskich i honorowych na pięć lat i przepadek całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Na podstawie amnestii z 13 kwietnia 1947 roku karę złagodzono do pięciu lat więzienia. Nagnajewicz odbywała karę na Zamku Lubelskim oraz w więzieniu w Siedlcach oraz w Fordonie koło Bydgoszczy. Została zwolniona 14 listopada 1951 roku. Po wyjściu z więzienia wyszła za mąż za Janusza Wosia i podjęła pracę jako pielęgniarka[14].

Barbara Nagnajewicz-Woś zmarła 12 września 2010 roku w wieku 87 lat. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Matczynie w województwie lubelskim.

Nagrobek „Krysi” na cmentarzu parafialnym w Matczynie | Fot. R. Surdacki

PRZYPISY:
[1] Wspomnienia Barbary Nagnajewicz-Woś „Krysi” [w:] Zaporczycy. Relacje Tom I, pod red. E. Kurek, Lublin 1997, s. 66.
[2] E. Kurek, Zaporczycy w fotografii 1943-1963, Lublin 2009, s. 134; I. Caban, 8 pułk piechoty legionów Armii Krajowej. Organizacja i działania bojowe, Warszawa 1994, s. 26.
[3] Wspomnienia Barbary Nagnajewicz-Woś…, s. 67-69.
[4] Ibidem, s. 70-71.
[5] Ibidem, s. 84.
[6] I. Kochanowska, Major Zapora, Sopot 1998, s. 58-59.
[7] Wspomnienia Barbary Nagnajewicz-Woś „Krysi”, [w:] Zapory Żołnierze Wyklęci, pod red. E. Kurek, Warszawa-Kraków 2016, s. 73.
[8] Ibidem, s. 74.
[9] Ibidem.
[10] Trochę inną wersję w swojej książce przedstawił Piotr Zwolak: rannego Mariana Wójcika ps. „Warta” zwieźliśmy do Adama i Marysi Momotów, mieszkających we wsi Biała k. Janowa, od których parę dni wcześniej odszedł z mieliny wyleczony „Cygan” z oddziału „Wołyniaka”. Sprowadzony doktor Sowiakowski zabezpieczył źle wyglądającą ranę. Przy okazji od doktora dowiedzieliśmy się, że UB i KBW, które uczestniczyły w akcji przeciwko nam, umieściło w szpitalu kilku swoich zabitych i rannych. Ilu tego nie wiedział; cyt. za: P. Zwolak, My z oddziałów Zapory…, Lublin 1999, s. 72.
[11] P. Zwolak, My z oddziałów „”Zapory”, Lublin 1999, s. 58-59.
[12] R. Dobrowolski, Wyklęte Dziewczyny, „Kwarta. Pismo historyczno-społeczne”, 2013, nr 4, s. 31-32.
[13]Teodor Maksymiuk urodził się w 1912 roku w Dratowie w powiecie lubartowskim. W ankiecie personalnej określił, że jest narodowości ukraińskiej. Jeszcze przed wojną służył w wojsku, w 2. pułku saperów, zaś w czasie okupacji był chwilowo więziony przez Niemców w obozie na lubelskim Majdanku. Po zwolnieniu w 1944 roku miał rozpocząć działalność partyzancką w Armii Ludowej w I batalionie kpt. „Mary” operującego w Lasach Parczewskich. W tym samym momencie wstąpił do PPR. Po wkroczeniu sowietów na tereny Polski rozpoczął służbę w Wydziale Śledczym Komendy Wojewódzkiej MO w Lublinie, a od grudnia 1944 roku jako oficer śledczy PUBP w Lublinie.  Teodor Maksymiuk słynął z brutalnych przesłuchań. Przez kolegów i przełożonych z WUBP był postrzegany, że absolutnie nie posiada dostatecznej inteligencji ani wykształcenia i w ogóle zdolności na oficera śledczego […] traktuje więźniów tak, jak SS podczas okupacji. Najpierw za brutalność przeniesiony do WUBP w Poznaniu, a następnie zwolniony z UB w 1952 roku, gdy wyszło na jaw, że był członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a kiedy trafił do niemieckiego obozu, wysługiwał się Niemcom prześladując Polaków; Patrz szerzej: S. Poleszak, Pion śledczy WUBP w Lublinie. Struktura i ludzie (sierpień 1944-kwiecień 1947), „Aparat Represji w Polsce Ludowej”, 2005, nr 1/2, s. 55; K.M. Kaźmierczak, Ubecy z Poznania torturowali w imię partii, http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/87503,ubecy-z-poznania-torturowali-w-imie-partii,id,t.html, dostęp: 10.06.2018 r.
[14] J. Kiełboń, Z. Leszczyńska, Kobiety Lubelszczyzny represjonowane w latach 1944-1956. Tom I, Lublin 2002, s. 314.