Klasztor w Radecznicy – oaza polskich partyzantów
We wrześniu 1939 roku rozpoczęła się wojenna zawierucha, która przez kilka lat zbierała krwawe żniwa. W tym czasie potężne mury klasztoru Bernardynów w Radecznicy, usytuowanego na wysokiej górze królującej nad okolicznym płaskowyżem, stały się tym, czym dla strudzonego podróżującego po pustyni jest oaza. Miejscem wytchnienia, spokoju, bezpieczeństwa oraz nadziei. Zakonni bracia pełnili służbę konspiracyjną, lecz przede wszystkim duszpasterską, dbając o wysokie morale wśród walczących partyzantów.
Radecznica to mała wioska położona w powiecie zamojskim na Lubelszczyźnie. W jej centralnym miejscu, na tzw. Łysej Górze w XVII wieku został zbudowany kościół pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy, a później okalający go klasztor. Od tamtego czasu klasztor w Radecznicy stał się lokalną stolicą kultury oraz duchowości. Wobec ogromnego ruchu pielgrzymkowego określano go mianem „Częstochowy Lubelskiej”. Na odpusty schodziły się kilkudziesięciotysięczne tłumy.
Działalność konspiracyjna księży
Klasztor w Radecznicy dał znać o swoim niezwykłym znaczeniu już od samego początku wojny we wrześniu 1939 roku. Od pierwszych dni wojny był ostoją i schronieniem dla licznych cywilów uciekających na wschód przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi. Pomimo tego, że część zabudowań klasztornych była zajęta przez Niemców, już w lutym 1940 roku radeczniccy Bernardyni podjęli działalność konspiracyjną, nawiązując kontakty z Związkiem Walki Zbrojnej. Pomysłodawcą i członkiem pierwszej piątki gminnej ZWZ w Radecznicy był o. Wacław Płonka, który przyjął konspiracyjny pseudonim „Czarny”. Z jego pomocą rozpoczęto gromadzenie w klasztorze broni pochodzącej z walk wrześniowych, która następnie została przekazana strukturom
Armii Krajowej. Od 1941 roku klasztor stał się również punktem kontaktowym dla polskich partyzantów i miejscem częstych odwiedzin dowódców.
Wigilia 1943 roku. Choć dzień ponury, ale w sercach jaśniej – pisał w swoich wspomnieniach ks. „Czarny” – W Radecznicy i na „Górce” nie ma Niemców, nie ma zdrajców, ale za to dużo kręci się „naszych chłopców” partyzantów, a pod bokiem na Krzywdzie stoi oddział „Zapory” [Hieronima Dekutowskiego – przyp. aut.].
Warto wspomnieć, że podczas rozbudowy struktur Armii Krajowej na terenie Zamojszczyzny i formowania się oddziałów partyzanckich, to właśnie o. Wacław Płonka ps. „Czarny”, został mianowany kapelanem polowym 9. pułku piechoty legionów AK, dowodzonego przez Stanisława Prusa, ps. „Adam”. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej „Czarny” pełnił tę samą funkcję w oddziałach Batalionów Chłopskich. Tym samym zakonnik objął opiekę duchową nad wszystkimi partyzantami Inspektoratu Zamość AK, działającymi na rozległym terenie powiatów: zamojskiego, biłgorajskiego, hrubieszowskiego i tomaszowskiego.
Na środku polany stał ołtarz i bernardyn odprawiał mszę polową, a chór z Mokregolipia śpiewał. – tak opisywał jedną z polowych mszy żołnierz Batalionów Chłopskich Bogdan Strusiński ps. „Zawieja” – Po ewangelii ks. Wacław Płonka wygłosił homilię, w której podkreślał hart ducha i odporność na terror jaki nam zadawali Niemcy, mówił o wielkim patriotyzmie jaki tkwi w polskim narodzie. Bardzo pięknie to ujął.
Z powyższego fragmentu wynika, że oprócz prowadzenia tajnego nauczania, radeczniccy Bernardyni byli filarem oporu lokalnego społeczeństwa wobec Niemców oraz duchowym wsparciem w tych trudnych i okrutnych czasach.
Koniec wojny. Co dalej? Konspiracja…
Nadzieja na odzyskanie niepodległości, po przegranej przez III Rzeszę wojnie, rozsypała się w lipcu 1944 roku, gdy oddziały NKWD wraz z wojskami sowieckimi wkroczyły na tereny Lubelszczyzny, a równocześnie zaczęły się formować siły resortu bezpieczeństwa. Okupacja terytorium Polski przez Armię Czerwoną, sowiecka polityka terroru wobec konstytucyjnych władz polskich, lojalnych wobec rządu w Londynie, oraz represje wobec żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego i ludności cywilnej skłoniły do odbudowy struktur konspiracyjnych w całym kraju. Ponownie powstały oddziały leśne, przywracając do lasów na Zamojszczyźnie grupy Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”, Konrada Bartoszewskiego „Wira” czy Zenona Jachymka „Wiktora”.
>> Czytaj także: Wkroczenie sowietów na Lubelszczyznę – początek nowego terroru <<<
Jesteśmy wolni – ale taka to i wolność. Dnia 30 lipca 1944 sowieci rozbroili partyzancki oddział AK w Zamościu i Szczebrzeszynie. NKWD zaczyna aresztować ludzi z AK, prowadzi śledztwo swoim wypróbowanym specyficznym sposobem. A tymczasem niby wytworzył się rząd polski w Lublinie pod nazwą PKWN z komunistów przybyłych z Rosji i działających pod dyktando Moskwy a wbrew interesom Polski i Polaków. Nie o taką Polskę my walczyli, i nie takiej się Polski spodziewali – pisał w lipcu 1944 roku gwardian klasztoru o. Wacław Płonka.
Wobec toczących się wydarzeń politycznych w Polsce, klasztor o.o. Bernardynów w Radecznicy ponownie zaangażował się aktywnie w pomoc organizacjom konspiracyjnym. Początkowo wspierał Delegaturę Sił Zbrojnych, a następnie Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Klasztor pod kierownictwem o. Wacława Płonki „Czarnego”, stał się stałym punktem kontaktowym oddziałów WiN podlegających Inspektoratowi Zamość. Mury klasztoru gościły spotkania i zebrania organizacyjne, a zakonnicy dostarczali partyzantom żywność. Pokoje klasztorne wielokrotnie stawały się schronieniem dla żołnierzy leśnych oddziałów czy dezerterów z „ludowego” Wojska Polskiego. W latach 1944-47 w klasztorze przebywali m.in. Stanisław Karczewski „Niebora”, Tadeusz Miksza „Wampir”, Marian Pilarski „Jar” czy Hieronim Dekutowski „Zapora”. Brat Piotr Golba Serwacy przechowywał i wspomagał prowadzenie archiwum obwodu WiN od sierpnia 1945 roku.
Piwnice, lochy klasztoru oraz strychy przyklasztornych budynków były ponadto wykorzystywane jako schowki na partyzancką broń. W roku 1946 po żniwach, dokładnej daty nie pamiętam – donosił do PUBP Zamość informator „Kanarek” – siedziałem w klasztorze z księdzem Wacławem i w tym czasie przyjechał do klasztoru „Zapora” z oddziałem 12 osób. Po wejściu do celi na drugim piętrze w klasztorze „Zapora” oznajmił nam, że przywiózł większą ilość broni, którą należy przechować w klasztorze. Z zachowania się wobec powyższej propozycji zorientowałem się, że ksiądz Wacław był już na to przygotowany i na pewno tę sprawę przechowywani broni w klasztorze uzgodnił z „Zaporą” wcześniej. […] Zaraz po otwarciu drzwi do piwnicy, grupa ludzi w liczbie 12-tu poszła wnosić broń do piwnicy i kłaść na deskach. Ogólnie było złożone około 50 jednostek broni, RKM, Diktirowy i LKM oraz karabiny maszynowe na taśmy i amunicja.
Szpicel w klasztorze
Z powodu swojej konspiracyjnej działalności klasztor w Radecznicy dość często był kontrolowany przez wojska sowieckie jak i Urząd Bezpieczeństwa: „w drugiej połowie czerwca [1945 roku – przy.aut.] „Górkę” nawiedziło około 200 funkcjonariuszy UB z Krasnegostawu z majorem sowieckim w mundurze polskim […] obstawili klasztor i gimnazjum karabinami maszynowymi, hałasowali całą noc, patrolowali okolicę, ale nikt ich nie zaczepił, a oni nie mieli kogo, bo tych, o których im chodziło nie było, i z niczem drugiego dnia w południe odjechali”.
Częste rewizje klasztoru nie przyniosły oczekiwanych rezultatów; działalność konspiracyjna księży nadal trwała, choć inwigilacyjna pętla resortu bezpieczeństwa publicznego zacieśniała się wokół gwardiana klasztoru, o. Wacława Płonki. W celu uniknięcia aresztowania, 20 lipca 1946 roku zrezygnował z pełnionych funkcji i udał się na urlop do Zakopanego. Następnie, w porozumieniu z prowincjałem Bernardynów, o. Andrzejem Szepelakiem, został mianowany przeorem klasztoru w Łęczycy. Nowym gwardianem w Radecznicy został o. Jan Ryba Hugolin, który również rozpoczął działalność konspiracyjną, przyjmując pseudonim „Robak”.
Urząd Bezpieczeństwa nie rezygnował jednak z prób infiltracji Bernardynów i postanowił umieścić agenta w murach klasztoru. Do tej roli została wytypowana Maria Milińska, zatrudniona jako pomoc kuchenna. Po kilku miesiącach jej działalność została zdemaskowana, a 17 listopada 1946 roku Tadeusz Miksza „Wampir” pod osłoną nocy uprowadził Milińską. Po przesłuchaniu w przyklasztornym lesie i przyznaniu się do winy, została zlikwidowana. Tadeusz Skraiński „Jadzinek”, dowódca patrolu ze Zgrupowania „Zapory” działającego na Zamojszczyźnie, potwierdził wykonanie wyroku śmierci, trzy dni później przesyłając meldunek o tym zdarzeniu Marianowi Pilarskiemu „Jarowi” – Zamojskiemu Inspektorowi WiN. Następnie oddział „Jadzinka” wraz z „Zaporą” wyruszył z klasztoru i zlikwidował posterunek MO w Radecznicy, Krasnobrodzie, Łaziskach, a także przeprowadził akcję ekspropriacyjną na cukrownię w Klemensowie.
Rozmowy na szczycie lubelskiej konspiracji
Znienawidzony przez komunistów, legendarny cichociemny Hieronim Dekutowski „Zapora”, był stałym gościem radecznickich Bernardynów. Klasztor stanowił dla niego zarówno miejsce fizycznego, jak i duchowego odpoczynku. W murach klasztornych toczył rozmowy z księżmi na temat sensu kontynuacji walki oraz przyszłości Polski. Podczas styczniowej wizyty w 1947 roku „Zapora” zamówił siedem mszy świętych za poległego kilka dni wcześniej Jerzego Stefańskiego „Cedura”.
W tym samym okresie klasztor stał się miejscem spotkań na szczycie lubelskich struktur WiN. Do Radecznicy przybyli mjr Marian Pilarski „Jar” – Inspektor Zamojski WiN, Władysław Siła-Nowicki „Stefan” – Inspektor Lubelski WiN, Hieronim Dekutowski „Zapora” – dowódca Zgrupowania Oddziałów WiN na Lubelszczyźnie oraz Stanisław Karczewski „Goraj” – dowódca miejscowego rejonu WiN. Głównym tematem rozmów było planowane przez komunistyczny rząd nowe amnestie dla leśnych oddziałów. Po siedemdziesięciu latach od tamtych wydarzeń opisał je jeden z podkomendnych „Zapory” – Marian Pawełczak „Morwa”: spodobał mi się ogromnie kościół wewnątrz. Czuwaliśmy z „Zawadą” [Jerzy Miatkowski – przyp. aut.], adiutantem „Zapory” z tej strony, a tam od dołu, od wjazdu na pewno placówka miejscowa warty trzymała. A oni tam rozmawiali w tym czasie, w tym pokoju przeora.
Do kolejnego spotkania doszło 7 marca 1947 roku w radecznickim klasztorze, gdzie zgromadziło się około 35 partyzantów. Po powrocie ze Szczebrzeszyna, gdy szedłem korytarzem spotkałem Serwacego, który wyszedł z kuchni i powiedział do mnie: „proszę ojca, jest napad na klasztor” – słowa te wypowiedział wprost żartobliwie, a kiedy zwróciłem się do niego, co za napad, Serwacy odpowiedział, że są goście i wymienił „Jara” z „Gorajem” i „Zaporę” z jego adiutantem, którzy znajdowali się w pokoju obok i debatują w sprawie ujawnienia się i zdania broni – wspominał te wydarzenia o. Jan Hugolin Ryba. Jego zdaniem uczestnicy spotkania byli wychudzeni, zarośnięci i bardzo nerwowi. W trakcie rozmowy ustalono, że ludzie „Zapory” wyjdą z podziemia pod warunkiem wypuszczenia na wolność aresztowanych towarzyszy broni.
Przypominam sobie, że „Zapora” mówił wówczas, że chce osobiście porozmawiać z Urzędem Bezpieczeństwa, co do swojej osoby i że on prawdopodobnie nie ujawni sie i ucieknie zagranicę – zeznawał dalej o. Hugolin. Hieronim Dekutowski zrealizował ten plan, nakazując swoim ludziom ujawnienie się w kwietniu 1947 roku przed komisją WUBP w Lublinie. Sam natomiast we wrześniu tego samego roku próbował uciec na Zachód wraz z siedmioma towarzyszami. Jednakże, w wyniku działań operacyjnych, został pojmany przez resort bezpieczeństwa i po brutalnym śledztwie skazany na śmierć.
>>> Czytaj także: Proces grupy „Zapory” <<<
W wyniku rozmów przeprowadzonych w klasztorze, ujawnili się również żołnierze WiN podlegli Inspektoratowi Zamojskiemu, kierowanemu przez Mariana Pilarskiego „Jara”. Do połowy kwietnia 1947 roku z amnestii skorzystało 957 osób, w tym także o. Jan Hugolin Ryba „Robak” – gwardian klasztoru: postanowiłem pojechać do Zamościa ujawnić się. Z księży z klasztoru ujawniłem się tylko ja, pozostali księża, którzy pracowali dla organizacji nie ujawnili się dlatego, że jako gwardian przykryłem ich działalność nie opisując dokładnie faktów w oświadczeniu ujawnienia. Opisałem ogólnie działalność klasztoru i działalność drugich księży co zabezpieczy ich przed Urzędem Bezpieczeństwa.
Kryptonim „Zamek” – II Inspektorat Zamojski AK
Prowadzona przez resort bezpieczeństwa publicznego inwigilacja ujawnionych członków WiN oraz rozrost band rabunkowych działających w lasach zamojskich spowodowały ponowne nawiązanie kontaktów przez Mariana Pilarskiego „Jara” z byłymi oficerami i podoficerami rozwiązanej AK-WiN, w celu zbudowania nowej organizacji podziemnej – II Inspektoratu Zamojskiego AK.
Wielu badaczy przyjmuje za datę utworzenia II Inspektoratu Zamojskiego AK moment złożenia przysięgi przez jedenastu konspiratorów w radecznickim klasztorze Bernardynów w marcu 1948 roku. W związku z tym wszyscy przeszli do kaplicy klasztornej, ustawili się w szeregu i powtarzali za mną wypowiadane przeze mnie słowa przysięgi podane mi uprzednio przez „Jara”. […] Po tym poświęciłem książeczki do nabożeństwa i rozdałem wśród zaprzysiężonych. Słów przysięgi nie pamiętam, w treści przysięga dotyczyła wierności Polsce i przełożonym oraz dochowaniu tajemnicy organizacyjnej. Następnie zaprzysiężeni ściskali sobie dłoń, po czym odbyło się przyjęcie – zeznawał ks. Jan Ryba opisując moment pierwszej przysięgi konspiratorów.
Celem nowej organizacji konspiracyjnej miało być zbudowanie kadr wojskowych oraz zebranie broni na wypadek wybuchu nowego konfliktu zbrojnego pomiędzy Wschodem a Zachodem. Ponadto konspiratorzy mieli prowadzić działalność wywiadowczą (tworzyć plany rozmieszczenia wojsk i ich uzbrojenia) oraz kontrwywiadowczą (np. prowadzono agitację przeciwko spółdzielniom produkcyjnym wzorowanym na kołchozach), a także zwalczać bandytyzm i donosicielstwo.
Powstający II Inspektorat Zamojski AK został oparty w terenie na Klasztorze Ojców Bernardynów w Radecznicy, który służył jako sztab organizacji, jej punkt kontaktowy oraz miejsce schronienia partyzantów. Wobec tak ważnej funkcji klasztor trzymał kryptonim „Zamek”. Ponownie w murach klasztory odbywały się odprawy dowódcze, gdzie „Jar” otrzymywał meldunki od poszczególnych rejonów oraz wydawał rozkazy. Warto zaznaczyć, że powstały Inspektorat bardzo szybko rozrastał się liczebnie i strukturalnie. Jak zauważył Rafał Wnuk, była to największa organizacja konspiracyjna utworzona na ziemiach Polskich po 1947 roku. W kolimacyjnym momencie liczyła ponad 150 osób i podzielona była na cztery obwody (Zamość – „Urszula”, Tomaszów Lubelski – „Teresa”, Hrubieszów – „Helena”, Krasnystaw – nie jest znany kryptonim), w których skład wchodziły rejony. Ponadto planowano zorganizowanie dodatkowych obwodów: w Biłgoraju, Chełmie i Janowie Lubelskim. Wobec tego faktu, można stwierdzić iż „Jar” oraz inni konspiratorzy byli bardzo częstym gościem klasztoru.
Proces Bernardynów i kasacja klasztoru
Niestety, bardzo szybki rozrost II Inspektoratu Zamojskiego AK spowodował, że organizacja stała się łatwym celem dla Urzędu Bezpieczeństwa, który wpadł na jego trop na początku 1950 roku. W wyniku szybkich działań w kwietniu 1950 roku aresztowano kierownictwo organizacji z Marianem Pilarskim „Jarem” na czele. Po pierwszych ciężkich przesłuchaniach konspiratorów komuniści odkryli znaczący udział Bernardynów z Radecznicy w działalności konspiracyjnej. Wobec tego postanowili wykorzystać ten fakt i uderzyć w kościół katolicki.
W nocy z 19 na 20 czerwca do klasztoru w Radecznicy wkroczył oddział funkcjonariuszy WUBP z Lublina przy wsparciu żołnierzy KBW. Wszyscy zakonnicy zostali zbudzeni, spisani i odprowadzono ich do biblioteki, gdzie pod wartą siedzieli do rana […] Na wspólne śniadanie zaprowadzono zakonników do refektarza klasztornego. Siedziało tam pod ścianami ze trzydziestu dobrze odżywionych i ubranych mężczyzn, stały puste litry z wódki, przy oknie na specjalnym stoliku radiostacja i technik odbierający rozkazy; w ogrodzie prowizoryczna antena nadawcza. Po śniadaniu znowu wszyscy do biblioteki. W ten sposób dokonywała się tzw. „druga kasata klasztoru”. Urząd Bezpieczeństwa zamknął przyklasztorną szkołę oraz przejął budynki kościelne a zakonników aresztowano i wywieziono do Lublina. O godz. 2.30 po północy pobudka. Rozkaz: „Wszyscy bez habitów! Oddać klucze do cel! Idziemy!” Na placu przed klasztorem stoi ciężarówka. – wspominał o. Filip Płaza – Usłużnie podstawiają ławkę: „Wchodzić i siadać na podłodze”. Po rogach czterech żołnierzy z lufami pepeszaków w naszym kierunku. […] Przyjeżdżamy do Lublina i zostajemy serdecznie i owacyjnie przyjęci na mieszkanie w podziemiach Informacji Wojskowej przy Nowych Drogach.
Dopełnieniem kasaty radecznickiego klasztoru było postawienie aresztowanych Bernardynów: o. Wacława Płonki, o. Hugolina Ryby i br. Serwacego Golby oraz prowincjała o. Bronisława Szepelaka przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Lublinie. Byli oni sądzeni razem z kierownictwem II Inspektoratu Zamojskiego AK: Marian Pilarski „Jar”, Władysław Skowera „Orkan”, Kazimierz Kaleta „Zakręt”, Alfred Thor „Zych”, Marian Woźniacki „Marian”, Józef Włoszczuk „Pistolet” oraz Stanisław Bizior „Eam”. Wszyscy byli oskarżani o działalność „dywersyjno-szpiegowską” przeciw „ludowemu państwu”.
Proces odbywający się przed WSR w Lublinie w dniach od 9 do 15 października 1951 roku został wykorzystany przez komunistów do celów propagandowych, dlatego też rozpisywały się o nim gazety z całego kraju. W największym ówcześnie tytule prasowym, „Sztandar Ludu”, pojawiały się nagłówki Wstręt i odrazę budzi wśród społeczeństwa polskiego antyludowa postawa przełożonych klasztoru w Radecznicy osłaniających suknią zakonną zbrodniczą działalność podziemia, a także Przemówienie prokuratora w procesie agentów wywiadu amerykańskiego, natomiast w gazecie codziennej „Dziennik Polski” można było przeczytać, że Sztab bandy dywersyjno-szpiegowskiej miał siedzibę w klasztorze o.o. Bernardynów.
Komunistyczna prasa relacjonując przebieg procesu realizowała cele wyznaczone przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Po pierwsze, podkreślano współpracę kościoła (w tym przypadku Zakonu Bernardynów) z „podziemiem reakcyjnym”, w celu obalenia władzy ludowej. Po języku użytym przez dziennikarzy widać, iż próbowali oni przypisać zakonnikom rolę inicjatorów powstania II Inspektoratu Zamojskiego AK. Po drugie, próbowano przedstawić terrorystyczny charakter działalności członków organizacji założonej przez „Jara”.
Wszyscy oskarżeni zostali skazani na duże wyroki. „Jar” oraz „Eam” otrzymali karę śmierci, a pozostali wieloletnie więzienia: o. Bronisław Szepelak – 15 lat więzienia (Rada Państwa zmniejszyła ten wyrok na 10 lat); o. Wacław Płonka – 12 lat; o. Hugolin Rybę – 6 lat; zaś br. Serwacy Golba – 5 lat więzienia.
Gloria Victis
Władze bezpieczeństwa przemianowały przejęty w 1950 roku klasztor na szpital dla psychicznie chorych. Dopiero mozolne działania Bernardynów oraz miejscowych parafian pozwoliły w latach 60. XX wieku na powolny proces odzyskiwania mienia klasztornego. W 1981 r. bp lubelski Bolesław Pylak erygował w Radecznicy parafię, zaś od 2015 roku na mocy decyzji papieża Franciszka sanktuarium posiada tytuł bazyliki mniejszej.
Pamięć o patriotycznej działalności radecznickich Bernardynów obecnie jest pielęgnowana. Na murach kaplicy pojawiły się tablice upamiętniające wydarzenia z okresu wojny, a także organizowane są coroczne uroczystości o nazwie „Konspiracja w klasztorze”. Podczas ich obchodów przypominane są bohaterskie działania mieszkających tutaj zakonników, zrehabilitowanych w październiku 1995 roku i uznanych przez sąd za osoby walczące o niepodległość Ojczyzny. Epilogiem zamykającym historię bohaterskiego klasztoru był pogrzeb odnalezionych przez IPN szczątków Mariana Pilarskiego „Jara” i Stanisława Biziora „Eama” zamordowanych metodą katyńską 4 marca 1952 roku na Zamku w Lublinie. Wobec tego, można powiedzieć, że od 2017 roku klasztor w Radecznicy ponownie stał się „oazą polskich partyzantów”.